Ten serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza
zgodę na ich zapis lub odczyt wg ustawień przeglądarki.

X Zamknij


 

ISSN 1897-2284

 
 
 
  Spis treści
:. Aktualności
:. Kultura
:. Sport
:. Felietony
:. Nasze rozmowy
:. Kronika policyjna
Redakcja
:. Kontakt e-mail
Partnerzy:
 
Patologie wolności2006-05-31  10:26:08
Kategoria: Felietony Bartłomiej Rutkowski

Pies spuszczony z łańcucha nie umie się cieszyć wolnością. Działa zupełnie nieracjonalnie. Biega bez celu. Jak to się mówi bez ładu i składu. Psu się nie dziwię. Gorzej, gdy te psie zachowania dotyczą ludzi. Wszak nie ja to pierwszy powiem, że wolność powinna być odpowiedzialna.

Ostatnio przeczytałem ciekawy artykuł w jednej z gazet. Przeczytałem go, lecz dopiero po chwili - gdy oderwałem wzrok od gazety i zdjąłem okulary - przeraziłem się jego treścią. Był to bowiem artykuł instruujący Czytelnika jak rozmawiać z dziennikarzem, by - uwaga!!! - nie mieć kłopotów. Co ciekawe, konkluzję stanowi rada, że najlepiej unikać z nimi kontaktu. Może dlatego, aby nie nabawić się „dziennikarskiej grypy”, czyli kłopotów. Oto, do czego doszło!

Dzisiaj „wolna prasa” przypomina mi zachowanie owego Burka spuszczonego z łańcucha. Tego, który nie wie co z tą wolnością zrobić. Psa, który myśli, że oto po daniu mu wolności stał się panem sytuacji. Biega wesoło wokół swojego pana i szczeka lub gryzie obcych. Wtedy jedyna rada na powrót uwiązać Burka.

Tego chce PiS. Czy słusznie? Odpowiedź nie jest łatwa. Oto jej próba:

Przez lata zwykło się mówić, że dziennikarstwo to wolny zawód, służba społeczna. Może kiedyś przez jakiś okres po transformacji tak było, ale odkąd do polskiej prasy zaczął wchodzić obcy kapitał sytuacja się zmieniła. Dla właścicieli koncernów liczy się jedynie wynik ekonomiczny (czytaj: zysk) - osiągany za wszelką cenę.

Moją gazetę wykupił obcy kapitał - mówi jeden z dziennikarzy. Już po kilku tygodniach przywiózł (jak za dawnych czasów) w teczce swojego namiestnika - nowego redaktora naczelnego. Przywiózł z drugiego krańca Polski. A namiestnik cel miał jeden - zarabiać, zarabiać i zarabiać. Z opiniotwórczej, obiektywnej, choć nie do końca można powiedzieć, że niezależnej, stała się gazetą prawicową.

Gazeta miała zarabiać dla właścicieli. Zarabiała i to zupełnie dobrze, dopóki dla prasy lokalnej nie nadeszły trudne czasu (m.in. pojawienie się nowych tytułów) i nakład zaczął spadać. Ale właściciel wciąż oczekiwał pieniędzy. Dlatego kolejne budżety przewidywały cięcia. A na czym oszczędzać, jak nie na ludziach? Nie było więc podwyżek, zwiększenia funduszu wierszówkowego itp. Zlikwidowano prawo do dodatkowych urlopów, odebrano premie jubileuszowe i wiele innych zdobyczy socjalnych. Pieniądze, które zarabialiśmy nie były wielkie, za to oczekiwania i wymaganie niewspółmiernie większe. Zamknięcie numeru gazety przesunięte zostało z 21:30 na 23:00. Zrobił się więc niemalże 13-godzinny dzień pracy. Stosowano w pracy ogromną presję psychiczną. Tępiono, swobodny styl pracy, samodzielność i koleżeński stosunek do podwładnych. Starsi dziennikarze tego nie wytrzymywali - odchodzili.

Wódz zaczął się otaczać niewykształconymi dziennikarsko młodymi wilczkami. Młodego pieska, gdy kilka razy pogłaskasz, to ci wiernie służy. I tak niektórzy młodzi właśnie byli głaskani. Nie wystarczyły słowne ustalenia podczas kolegiów. Wszystko musiało być zapisane na papierze i wysłane do warszawskiej centrali. I z tej centrali przychodziły wytyczne, co i jak pisać, kogo i jak atakować. Dyspozycje szły do młodych wilczków, a te gryzły. Zaczęła pojawiać się masowa produkcja artykułów na zamówienie. Nie dbano za bardzo o prawdę, merytoryczność i rzetelność dziennikarską. Sprostowania i wyjaśnienia atakowanych nie miały żadnego znaczenia. Ewentualne procesy (w Polsce długie, kosztowne i męczące dla strony skarżącej) wkalkulowano w ryzyko łamania prawa prasowego. Wolność prasy przekształcono w maszynę do zarabiania pieniędzy. Afery, sianie strachu, katastrofy, wynaturzenia - oto prasowy obraz dzisiejszej Polski i Polaków. Co innego przedwojenna przeszłość - sielska, anielska.

PiS ma rację - coś z tym trzeba zrobić. Lecz nie to co proponują - uniezależnić dziennikarzy od wydawcy. Bo ani to możliwe, ani rozsądne - prowadzić może jedynie do uzależnienia dziennikarzy od partii politycznych.

Zabieg wydaje się prosty. Należy zwiększyć indywidualną odpowiedzialność dziennikarza za słowo, szybko rozpatrywać sprawy sądowe, nie obciążać wpisami osoby skarżące.

Bartłomiej Rutkowski
brutkowski@o2.pl


 

  © 2005-2015 Wszelkie prawa zastrzeżone   statystyki www stat.pl